czwartek, 22 sierpnia 2013

Rozdział 10 cz. 3


/retrospekcje/
Właśnie schodziłam po schodach domu Castillo, skąd wzięłam potrzebne mi rzeczy do mojej "misji ratunkowej", gdy nagle usłyszałam wrzask.
Następnie, miotła przeleciała mi jakieś pięć centymetrów od nosa a potem uderzyła w ścianę.
-Złodziej! - usłyszałam zduszony krzyk Olgi. - Złodziej u nas w domu!
Zasłoniłam twarz dłonią i spokojnie odpowiedziałam:
-Olgo, to tylko ja, Angie - po czym zeszłam na dół i podeszłam do przerażonej gosposi.
Po dokładnym przyjrzeniu mi się, odrzekła lekko zbulwersowana:
-Jak pani może mnie tak straszyć? W tym przebraniu!
Tak, ubrałam się w czarną bluzkę, czarne dżinsy, czarne martensy (sama w sumie nie wiem, skąd się one wzięły w mojej szafie, no ale nie będę zaprzątać sobie głowy takimi szczegółami), narzuciłam jeszcze na siebie czarną bluzę i na dłonie założyłam czarne rękawiczki bez palców. Włosy związałam w koński ogon, a na głowę założyłam czarną, oczywiście, czapkę beanie. A, i mały plecak na plecach z potrzebnymi narzędziami oraz deskorolka w dłoni (jakiś transport trzeba przecież mieć, nie?)
Przewróciłam oczami.
-To jest "Mission Impossible" i muszę się wczuć. Od tego zależy los pana Germana - mrugnęłam porozumiewawczo.
Kobieta stała z szeroko otwartymi ustami.
-Ale musi pani się wczuwać koniecznie z tym łomem w ręku?! - spytała jeszcze bardziej przerażona całą sytuacją. No właśnie, zapomniałam dodać, że trzymam owy łom w dłoniach.- To może niech pani się położy, a ja zaparzę pani melisy... To mogą być objawy wysokiej gorączki!
-Olgo, czuję się znakomicie, dziękuję - po tych słowach wyszłam z domu, nie zwracając już większej uwagi na słowa kobiety "Tylko niech się pani nie wpakuje w żadne poważne tarapaty!".
"Nie obiecuję" - przeleciało mi przez głowę.
Pewna siebie jechałam na desce, przemierzając tym samym chodnik, oświetlony przez latarnie z powodu wieczornej pory. Prowadził on do komisariatu.
W tej okolicy grasują różne podejrzane typy, ale w tym momencie żaden z nich nie ośmieliłby się do mnie zbliżyć.
A nawet jeśli byłby na tyle głupi, by to zrobić, to oberwałby ode mnie prawym sierpowym.
Tak, jestem brutalną osobą, kiedy podskoczy mi poziom adrenaliny w organizmie.
W końcu dotarłam do komisariatu.
Wzięłam wdech i wydech.
"Teraz albo nigdy!" - pomyślałam
Mój "pojazd" zostawiłam przed komisariatem, a sama poszłam na tyły budynku.
Napotkałam tam wzrokiem "skrzynkę" z różnym kablami. Mój łom po raz pierwszy się przydał. Otworzyłam ją, a z  plecaka wyjęłam małe obcęgi.
Przycięłam nimi kilka kabli, mając nadzieję, że wyłączyłam tym prąd na komisariacie.
Szybko wrzuciłam narzędzie do plecaka i pobiegłam do głównych drzwi budynku.
Rzeczywiście, przez okno dostrzegłam, że panowała w nim ciemność, więc mogłam niepostrzeżenie wejść do środka. Zapewne kamery też wyłączyłam tym sposobem. Tak zrobiłam.
Uchyliłam drzwi najciszej jak umiałam, po czym je szybko zamknęłam.
Następnie zaczęłam się skradać w kierunku drzwi prowadzących do aresztu, dobrze, że mam dobrą pamięć.
Niestety, drzwi były zamknięte. Musiałam jeszcze zdobyć klucz.
Podczas mojego poprzedniego pobytu tutaj, doszłam do wniosku, że funkcjonariusze wieszają wszystkie klucze w jednym miejscu - na kołkach wiszących na jednej ze ścian.
Podeszłam do owej ściany, niczym osoba niewidoma - próbowałam za wszelką cenę się nie wywalić o stojące w pomieszczeniu biurka.
Pech mnie chyba jednak nigdy nie opuści, bo nagle światła zaczęły się zapalać.
Szybko schowałam się pod jednym z biurek, z sercem bijącym szybciej, niż gdybym się czegoś naćpała.
Spod niego widziałam stopy dwóch pracowników komisariatu.
Jeden z nich był chyba właścicielem mebla, pod którym się ukryłam i chciał chyba przy nim usiąść, kiedy wyjęłam z plecaka i rzuciłam gdzieś w głąb ogromnego pomieszczenia obcęgi.
Obaj funkcjonariusze krzyknęli coś do siebie i pobiegli w tamtą stronę.
Odetchnęłam z ulgą i rzuciłam się do wiszących nieopodal mnie kluczy.
Nad jednym z nich widniał napis "areszt", więc szybko go wzięłam i ruszyłam biegiem do drzwi.
Kiedy udało mi się je otworzyć, krzyknęłam cicho "fuck yeah!" i puściłam się biegiem dalej.
Po około dwóch minutach biegu, dotarłam wreszcie do celi Germana i Pabla.
-No! Wreszcie możemy porozmawiać! - krzyknęłam cała zasapana.
Obaj szeroko wytrzeszczyli oczy i opadły im szczęki.
Najpierw, po przejściu największego szoku, odezwał się Pablo:
-Angie... Co ty tu w ogóle robisz?! I jeszcze w takim stroju! - był chyba mocno przerażony.
-Jestem tu, bo wy dwaj nierozgarnięci kretyni, się tu musieliście wpakować!
Spojrzeli na siebie, po czym chcieli coś odpowiedzieć, ale nie dałam im takiej szansy. Co to, to nie!
-Nie, nie dam wam się wypowiedzieć na temat własnej głupoty! Tak głupoty! Jak można być na tyle niedorozwiniętym, żeby bić jakiegoś hydraulika?! Co wam strzeliło do łbów?! - wydarłam się na całe gardło.
Odetchnęłam głęboko, to wrzeszczenie na nich pozbawiło mnie tchu.
-A teraz wychodzicie. Nie po to tyle tu przeszłam, żebyście tu jeszcze siedzieli... - rzekłam po chwili.
-Ale... Przecież Ramallo ma wpłacić kaucję... - odpowiedział zaskoczony German.
-Ramallo aktualnie zabawia się z Olgą w chińskiej knajpie na końcu naszej ulicy - powiedziałam, wzruszając ramionami.
-Słucham? - wyjąkał przerażony moimi słowami German. - Ok, ok. Nie mam więcej pytań....

* * *

Pół godziny później, staliśmy już w trójkę przed komisariatem.
Z celi na szczęście wydostałam tych dwóch głąbów dzięki pomocy łomu.
Z ulgą na twarzach, że wszystko się udało, mieliśmy się oddalić do domów, ale nagle zaczepił nas Lucas, mój znajomy funkcjonariusz.
Aż podskoczyłam, kiedy położył mi swoją dłoń na ramieniu..
Pablo, zbulwersowany faktem, że ten mężczyzna mnie tknął, warknął:
-Z całym szacunkiem, ale czy mógłby pan jej nie tykać?
-Właśnie, nie ma pan do tego prawa -  przyłączył się German.
Lucas parsknął śmiechem i zwrócił się w moją stronę:
-To twoi adwokaci?
-Można by tak to nazwać. Tylko trochę zazwyczaj przesadzają... - odpowiedziałam i przewróciłam oczami, śmiejąc się przy tym lekko.
-Na pewno cieszysz się, że wpłacono za nich kaucję, prawda?
Chwila.... Jaką kaucję?!
-Emm, kaucję, tak? A zapomniałam, kiedy dokładnie ją wpłacono?
-Jakąś godzinę temu... - odpowiedział. - Wtedy, kiedy padł prąd w całym budynku, a było to jakąś godzinę temu.
Lucas spojrzał na zegarek, który miał na nadgarstku i rzekł:
-Upps, spóźnię się na zmianę, ale miło było znowu cię zobaczyć, Angie - uśmiechnął się, odszedł i pomachał mi na do widzenia, na co mu odmachałam.
Odwróciłam się w stronę Germana i Pabla. Ten pierwszy zaczął się śmiać.
-I to niby my jesteśmy nierozgarnięci? Tak, ta cała akcja była nam bardzo "potrzebna" - po czym szybko dodał: - Ale wiedz, że jestem twoim dłużnikiem. Miło wiedzieć, że tak się poświęcasz dla ważnych dla ciebie ludzi.
Podczas wypowiadania ostatniego zdania, dostrzegłam, że Pablo zaciska pięści, jakby miał mu zaraz przywalić.
-Ja muszę się już zbierać, zostawiam was samych. Do zobaczenia! - rzucił German i poszedł w stronę domu.
Uśmiechnęłam się szeroko w stronę Pabla i chwyciłam go za rękę:
-Nie bądź taki zły, wszystko się udało - mrugnęłam do niego
Pablo odsunął rękę i odrzekł:
-Nie o to jestem zły... Nie o to, "pani Angie Castillo" - powiedział niemrawo.
Przełknęłam nerwowo ślinę.
-Pablo, to nie tak, jak uważasz - powiedziałam cicho. - Chciałam wam pomóc się wydostać...
-To dlaczego nie przedstawiłaś się jako Angie Gallindo?
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć, więc tylko odpowiedziałam mu milczeniem. Dodatkowo przygryzłam dolna wargę i poczułam krew w ustach.
-Angie, jeśli masz jakieś wątpliwości, co do naszego związku, to po prostu mi powiedz - powiedział oschle
-Nie, nie mam absolutnie żadnych wątpliwości! - choć tak naprawdę już sama nie miałam pewności, czy rzeczywiście mówię teraz prawdę. Rozpłakałam się. - Pablo, proszę, zrozum mnie...
-Ja mam cię zrozumieć? - przyłożył dłonie do skroni. - Angie, zawsze próbuję cię zrozumieć, wspieram cię na każdym kroku, martwię się o ciebie, gdziekolwiek byś nie była... Ale nie, tak nie może być...
Czułam wielkie łzy spływające mi po policzkach.
-Pablo, co chcesz... Co masz na myśli? - wyjąkałam cicho
-Angie, kocham cię, ale to nie może tak być. Z nami koniec...



* * *
Chcieliście, to macie tą 3 część :P
Nie mogłam jej dodać ostatnio, bo miałam problemy z internetem... :c
Mam jednak nadzieję, że się podoba :))
W następnym rozdziale muszę dodać Esmeraldę i Jackie... Macie może jakieś pomysły, jak mogłabym to zrobić? Byłabym za nie wdzięczna ^^
A! Znalazłam dzisiaj filmik dot. 43 odcinka 2 sezonu - moje kochane Packie <333
https://www.youtube.com/watch?v=nrE6S4tgmQ0
Beto na końcu mnie rozwalił xD
Jeśli będę miała wenę, co do następnego rozdziału, to zostanie on dodany do końca tego tygodnia ;)
Btw. Jutro idę na "Dary Anioła" do kina i już od przedwczoraj się tym jaram :DDD
(więc jutro na 100% nic nie napiszę, znając moją podnietę xD)

Pozdrawiam,
Angie ^^

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Rozdział 10 cz. 2


/retrospekcje/
Szybkim krokiem zbliżałam się do miejscowego komisariatu. Epatowała ze mnie ogromna furia i niedowierzanie, w związku z moimi domysłami na temat tego, jak u licha, tamtych dwóch kretynów (bo inaczej naprawdę nie mogę ich już nazwać) trafiła za kratki.
Wierzyć mi się nie chciało, że dwójka poważnych, dorosłych mężczyzn może pod moją chwilową "nieobecność" wpakować się za przeproszeniem do pierdla, przez zaatakowanie hydraulika.
To się w głowie nie mieści!
Przeczesałam palcami kilka niesfornych kosmyków włosów, które od kilku minut znajdowały się na moim czole, zasłaniając mi tym samym częściowo oczy.
W końcu dotarłam do budynku, w którym aktualnie przebywali Pablo i German, czyli komisariatu.
Odetchnęłam głęboko.
"Angie, pamiętaj tylko o tym, żeby zachować spokój. Tych dwóch kretynów solidnie opierdzielisz wtedy, gdy już stamtąd wyjdą." - powtarzałam w myślach
Weszłam do środka budynku i aż mnie ciarki przeszły. Nigdy, w nawet najgorszych wyobrażeniach mojej przyszłości, nie wyobrażałam sobie, że zawitam do takiego miejsca.
Mama, gdy byłam jeszcze mała, stale powtarzała mi, że gdy już dorosnę, mam sobie wybrać odpowiedzialnego faceta, którego nie będę musiała odwiedzać w więzieniu przez jego niedojrzałe zachowanie.
Hmm, Pablo był według niej takim odpowiedzialnym facetem. Jak widać, mamusia nie zawsze ma rację, ehh...
Zobaczyłam funkcjonariuszy przy biurkach, którzy mieli dość niemrawe miny.
Podeszłam do jednego z nich, żeby zapytać o szczegóły dotyczące aresztu Germana. A, no i Pabla, oczywiście...
Mam tylko nadzieję, że nie pojawią się żadne komplikacje... Na wszelki wypadek, użyję swojego "uroku osobistego", jeśli nie chcieliby mnie do nich wpuścić na odwiedziny.
-Dzień dobry - powiedziałam i uśmiechnęłam się najszerzej, jak tylko umiałam do, muszę przyznać, przystojnego mężczyzny około czterdziestki, o wyglądzie a'la Brad Pitt.
Spojrzał na mnie i uśmiechnął się szelmowsko.
-Dzień dobry, pani...
-Och, jaka tam pani - zachichotałam. - Niech mi pan mówi po prostu Angie
-Ja jestem Lucas - odpowiedział uprzejmie i uśmiechnął się szeroko. - Co sprowadza takiego uroczego skowronka jak ty, do miejsca, jakim jest areszt?
Przewróciłam lekko oczami i udałam niewiniątko:
-Dwóch znanych mi facetów jest tutaj i muszę ich stąd wyciągnąć.
Lucas spojrzał na mnie i pół żartem, pół serio, zapytał:
-Nie mów, że znasz tych mężczyzn, którzy pobili tego hydraulika.
Zakryłam twarz dłonią i odpowiedziałam:
-Tak, niestety to o nich mi chodzi...
Funkcjonariusz, z którym prowadziłam rozmowę, nagle spoważniał:
-Współczuję ci, że musiałaś tu jeszcze przychodzić i ich stąd wyciągać, nieźle narozrabiali... - powiedział, a chwilę potem dodał - Który z nich to twój mąż?
W tym samym momencie zamarłam, trochę skołowana jego słowami.
-Ehhh... Mój.... M...mąż? - wyjąkałam słabym głosem. Czemu nagle zrobiło się tu tak gorąco?
Lucas odpowiedział szybko:
-No tak, bo według przepisów, ale zapewne je znasz, to nie będę cię tu teraz zanudzał, tylko członkowie rodzin, mogą widywać się z osobami siedzącymi w tymczasowym areszcie.
-No jasne, oczywiście, że cały czas o tym wiedziałam! - zaczęłam nerwowo chichotać, na moje szczęście, Lucas chyba odebrał moją reakcję jako normalną.
-Dobrze, że się rozumiemy - mrugnął do mnie porozumiewawczo. - A więc, mam przyjemność rozmawiać z panią Castillo czy panią Gallindo?
Zamyśliłam się trochę, a w mojej głowie zabrzmiały tylko te dwa nazwiska, więc nie bardzo miałam pojęcie co robię i bez większego zastanowienia, szybko odpowiedziałam:
-Castillo - Boże, o co chodzi?!
-Masz może przy sobie wasz akt ślubu? Ważne jest potwierdzenie legalizacji waszego związku oraz tego, że jesteś uprawniona do wypuszczenia go w razie problemów... - dotarło do mnie, co przed chwilą powiedziałam.
Że jestem ŻONĄ(!) Germana...
Momentalnie zbladłam, ale starałam się trzymać na tyle, by być może udało mi się jakoś ominąć przepisy.
Rozejrzałam się wokół. Ani śladu innego funkcjonariusza w tym pomieszczeniu.
-Nie można by jakoś ominąć tych durnych procedur? - spytałam z nadzieją w głosie. - Będę musiała iść długą drogą do domu po ten cholerny akt ślubu...
Miałam nadzieję, że wezmę mężczyznę na litość.
-Przepraszam, chętnie bym ci pomógł, bo wydajesz się być naprawdę życzliwą osobą, ale niestety, ja tutaj dużo nie zdziałam...
Momentalnie posmutniałam, a Lucas to zauważył...
-Albo wiesz co? Mam pomysł - powiedział uśmiechnięty. - Mogę zadzwonić do miejscowego urzędu i poprosić ich o kopie waszego aktu ślubu, co ty na to?
Serce mi stanęło.
Akt ślubu, który tak naprawdę nie istnieje i małżeństwo, które jest tylko moim wymysłem, w dodatku z facetem, z którym nawet nie jestem, tylko z, takie mam wrażenie, wrogiem publicznym numer 1 mojego prawdziwego chłopaka.
Szybko odpowiedziałam, próbując odwlec Lucasa od tego pomysłu:
-Lucas, wiesz co? Nie kłopocz się... Pójdę już do domu po ten akt ślubu - chciał coś powiedzieć, ale mu szybko przerwałam. - Mam tylko pytanie...
-Tak? - odpowiedział sympatycznie
Wskazałam na drzwi naprzeciwko jego biurka:
-To tam jest areszt?
-Tak, a co?
-Nic... To tylko moja ciekawość daje o sobie znać - uśmiechnęłam się i skierowałam zdenerwowana ku wyjściu.
Mój plan spalił na panewce.
Usłyszałam jeszcze za sobą krzyk Lucasa skierowany do mnie:
-Nie martw się, powiem panu Castillo, że tu byłaś i niedługo powinien już opuścić areszt, bo zapewne do końca dzisiejszego dnia go stąd wyciągniesz!
Ukryłam twarz w dłoniach. Pablo będzie zdruzgotany, kiedy usłyszy, że podałam się za żonę Germana.
Ale teraz nie mogłam już tego odwrócić, już wystarczająco dużo narozrabiałam.
Wyszłam z komisariatu i usiadłam na stojącej nieopodal ławce.
"Muszę coś wymyślić, jak ich stamtąd wyciągnąć. Ramallo miał zapłacić kaucję, ale wpakowałam go przecież w tą randkę z Olgą..." - jęknęłam w duchu
Nagle do głowy wpadł mi pomysł. Troszkę pokręcony...
No dobra, mocno pokręcony, ale tak się zwykle kończy, gdy próbuję coś wymyślić.
Musiałam tylko wrócić do domu po potrzebne mi rzeczy...



* * *
Hej :DD
Dzisiejszy rozdział baaaardzo krótki, wiem, ale jutro dodam kolejną część (już 3), bo nie wyrobiłam się z jej pisaniem.
Wolałam jednak, abyście mieli chociaż taką małą część rozdziału, bo jutro naprawdę będzie dłuższa część :))
Przepraszam, że zniknęłam na tak długo, miałam trochę spraw na głowie i nie znalazłam zbytnio czasu na pisanie.
Ale mam nadzieję, że nie jesteście na mnie zbytnio źli ;)
Pojutrze do późnego wieczora na 100% pojawi się kolejna, dużo dłuższa i bogata w akcję część ^^

Pozdrawiam,
~Angie ^^