środa, 20 listopada 2013

Komunikat, ważny!

Cześć skarby! <3
Chciałam Was poinformować, że nadal żyję a blog funkcjonuje.
Tylko po prostu przez szkołę, ostatnio nie miałam na nic czasu, a zwłaszcza na pisanie tutaj...
Bardzo Was przepraszam, ale jeśli chcę się dostać do dobrego liceum, muszę trochę się przyłożyć do nauki, a jestem typem leniucha i nie lubię cały dzień ślęczeć nad książkami.
Ogólnie to jestem w trakcie pisania nowego rozdziału oraz tych, które będą pod koniec, bo ostatnio wpadłam na pomysł na zakończenie (jak już kiedyśtam do tego zakończenia dojdzie).
Mam nadzieję, że mnie nie zabijecie za to x.x
Niedługo pojawi się nowy rozdział - o ile rodzice mnie nie uziemią w najbliższym czasie, bo dziś zebranie, a ja ostatnio trochę opuściłam się w nauce.

Dziękuję za przeczytanie moich wypocin ;>
Pozdrawiam,
Angie ^^


niedziela, 29 września 2013

Rozdział 13


/retrospekcje/
Wracałam do domu, trzymając w dłoniach kawę, którą kupiłam sobie pięć minut temu w kawiarni.
Desperacko potrzebowałam porządnego kopa. Mój dzisiejszy dzień był totalną klapą.

Pablo nie miał czasu, żeby choć chwilę ze mną porozmawiać. Jego usta służyły mu do czegoś innego - przez cały dzień szczerzył się do Jackie.
Beto, kiedy tylko ją zobaczył, zaczął wariować. To znaczy, wiem, że on zawsze chodzi z głową w chmurach, ale jego dzisiejsze zachowanie było nienormalne nawet jak na niego.
Gregorio? Jemu się będę bała pokazać na oczy przez kolejne tysiąc lat.
Tak, to długa historia... A chodzi głównie o to, że on też nie cierpi tej całej Jackie (nawet bardziej niż ja). I już okazał jej swoją nienawiść... A tak właściwie, swoje chamstwo. Otóż stwierdził, że ma ona krzywe nogi i nos, jak u Pinokia. I to w pokoju nauczycielskim, przy innych. Ona się wkurzyła, rzuciła na podłogę dokumenty, które trzymała i zaczęła się na niego drzeć. A następnie, rzucając pod jego adresem obelgi, wyszła na swoje zajęcia. Pabla i Beto zatkało. A ja... Uśmiechnęłam się szeroko i parsknęłam śmiechem. Obaj spojrzeli na mnie, jak na wariatkę z psychiatryka. Zauważyłam to kątem oka, ale nie zwróciłam na to większej uwagi. Za to, w całej tej euforii, podbiegłam do Gregoria, pocałowałam go w policzek i uśmiechnęłam się szeroko. On stał jak wryty, Beto zasłabł, a Pablo stał z opadłą szczęką i nie mógł wydusić z siebie słowa. Po upływie kilku sekund, mój mózg "wytrzeźwiał", a ja zdałam sobie sprawę z tego, co właśnie uczyniłam.
Chciałam coś powiedzieć, ale z moich ust wydobywał się tylko jakiś dziwny bełkot. Popatrzyłam na zegarek na nadgarstku, wzięłam swoją torbę i wyszłam. A oni tam nadal stali zszokowani...

Wzięłam łyk napoju i aż stanęłam na środku chodnika na samą myśl o tym wydarzeniu. A kiedy przypomniałam sobie minę Gregoria, aż się zakrztusiłam. Z "transu" wyrwała mnie dopiero pewna staruszka, która przechodziła obok mnie o lasce. Ową laską nie omieszkała mnie (mocno, jak na osobę w jej wieku) w kostkę. Aż syknęłam z bólu i spojrzałam na nią z wyrzutem. Ona nic sobie z tego nie robiła. Zaczęła za to wrzeszczeć:
-Co ty sobie wyobrażasz?! Idę do domu i chcę spokojnie przejść, a stoi tu taka pokraka, jak ty i nawet łaskawie się nie chce przesunąć! I jeszcze w dodatku to jakaś hipiska!
Mina mi zrzedła, a staruszka chyba zaczynała się rozkręcać.
-Powinnaś siedzieć w domu i dziećmi się zajmować! Ja w twoim wieku...
Nie no, teraz przegięła.
-Z całym szacunkiem do ludzi starych i zgrzybiałych, jak pani, ale wypraszam sobie wyzywania mnie! - kobieta wyglądała na oburzoną. - Tak się składa, że moje życie jest do kitu, a ja nie mogę uporać się z problemami! Więc jeśli ma pani rzeczywiście życiowe doświadczenie, to proszę dać mi spokój!
Wykrzyczałam wszystko to, co czułam, a w oczach miałam łzy. Nie... Ja już nie wytrzymuję psychicznie...
-Przepraszam... - szepnęłam, po czym ruszyłam biegiem w stronę domu.
Nie zwracałam uwagi na nic i na nikogo. Dwa razy prawie potrącił mnie samochód, pięć razy niechcący kogoś popchnęłam i jeszcze zdeptałam jakiegoś, Bogu winnego, ślimaka.
W końcu dobiegłam do drzwi domu. Odetchnęłam głęboko i próbowałam się uspokoić. Wyjęłam z torby paczkę chusteczek higienicznych. Wyciągnęłam jedną z nich drżącą dłonią i delikatnie otarłam policzki z tuszu do rzęs, który rozpłynął mi się po całej twarzy.
Mając nadzieję, że wyglądam jak człowiek, weszłam do środka tylnymi drzwiami. W kuchni zobaczyłam Olgę. Kiedy zamykałam drzwi, odwróciła się, a na mój widok, szeroko się uśmiechnęła.
-Angie! Nareszcie panienka przyszła! - powiedziała, przytulając mnie.
-Ciebie też miło wiedzieć, Olgo. - odpowiedziałam, uśmiechając się delikatnie. - Viola już jest?
Zapytałam, bo z powodu mojego dzisiejszego załamania, byłam psychicznie niezdolna do zabrania Violetty ze Studia - całkowicie straciłam poczucie rzeczywistości.
A z tego wszystkiego, już naprawdę zapomniałam, czy zadzwoniłam do Ramalla i poprosiłam go o odebranie mojej siostrzenicy.
-Tak, wróciła już ze dwie godziny temu. Przyprowadził ją ten jej chłopak... Leon. Cudowny młodzieniec, nawet pan German nie miał dzisiaj o to do niego pretensji.
-German jest dzisiaj w dobrym nastroju? - zapytałam zaciekawiona.
-Tak, a to wszystko, dzięki... - powiedziała Olga, po czym przerwała, jakby zdając sobie sprawę, że nie powinna mi czegoś mówić.
-Dzięki? - zapytałam podejrzliwie.
Nagle usłyszałam dźwięki "En mi mundo", grane na pianinie.
Zaciekawiło mnie to.
-To Viola tak gra? - spytałam uśmiechając się, tym razem szczerze.
-Ehh... - jąkała się gosposia. Zaczęłam iść w kierunku salonu, ale kobieta mnie zatrzymała.
-Olga, o co chodzi?! Chciałabym przejść - powiedziałam stanowczo.
-A może chce się panienka czegoś napić? Przygotuję kawę, usiądziemy tu razem i porozmawiamy... - chciała jeszcze coś dopowiedzieć, ale ku jej rozpaczy, minęłam ją i ruszyłam szybkim krokiem w kierunku salonu.
Mina mi zrzedła, kiedy zobaczyłam to, co się w nim działo.
Violetta - szczęśliwa, śpiewająca...
German... Uśmiechnięty, siedzący i grający na pianinie?!
Wzruszyłabym się, gdyby nie pewna osoba, która stała obok nastolatki...
Była to ciemnowłosa, elegancko ubrana kobieta. Jej rozpuszczone włosy sięgały ramion. Od razu dostrzegłam też, że jest bardzo zgrabna. Na oko wyglądała na zaledwie kilka lat starszą ode mnie. Zauważyłam też, że German wpatrywał się w nią, jak zaczarowany, z wielkim uśmiechem na ustach. Zabolało mnie to... Poczułam wielką gulę w gardle.
Do moich uszu dochodziły kolejne dźwięki piosenki.
"Y vuelve despertar
En mi mundo, siendo lo que soy..."
Wróciłam do kuchni i ujrzałam Olgę wpatrującą się we mnie współczującym wzrokiem.
-Mówiłam, żeby panienka tam nie wchodziła... Nie powinna się pani dodatkowo denerwować... - odrzekła po chwili.
-Nie... Nic mi nie jest... - odpowiedziałam zachrypłym głosem, choć mijałam się z prawdą i doskonale zdawałam sobie z tego sprawę. - Ja... Przepraszam, pójdę się przejść.
Nie zważając na odpowiedź kobiety, wyszłam z domu.
Szłam szybkim krokiem, chociaż nie miałam pojęcia gdzie.
Nie miałam dokąd pójść... Moje serce podzielone jest na dwie części, a każda z nich dostawała ostatnio kolejne ciosy.
Czułam, jak po policzkach spływają mi duże, ciepłe strumienie wody.
Płakałam i, po raz pierwszy w życiu, nie przynosiło mi to ulgi.
Czułam się coraz gorzej, w dodatku zaczęło jeszcze padać.
Moje kręcone włosy, które układałam dzisiaj rano z co najmniej pół godziny, teraz wisiały bezładnie, doszczętnie przemoczone i oklapłe od nadmiaru wody.
Zaczęła się okropna ulewa. Wszyscy uciekli do domów, tylko ja wciąż błąkałam się bez celu po ulicach miasta.
Byłam już przemoczona do suchej nitki, ale nie przejmowałam się tym zbytnio. Cały czas łkałam i dochodziło do mnie to, że spartoczyłam wszystkie moje drogi na szczęśliwą przyszłość.
Najpierw spowodowanie zerwania z Pablo, choć doskonale zdawałam sobie sprawę, że to tylko i wyłącznie moja wina. Oraz to, że przez pewien czas ostatnio byłam zafascynowana Germanem, to nadal czuję coś do mojego przyjaciela. A zdałam sobie sprawę z tego faktu dopiero, gdy pojawiła się Jackie...
Tylko, że to wszystko nie jest takie proste...
Bo w Germanie też się zadurzyłam. I tak, wiem, że to mąż mojej zmarłej siostry! Ale jednocześnie coś dziwnego mnie do niego przyciąga.
Ale z nim, wszystko jest takie skomplikowane...
Przechodziłam aktualnie przez park i, zdołowana tym wszystkim, oparłam się plecami o pobliskie drzewo.
Usilnie próbowałam się uspokoić i wziąć w garść.
Dla poprawy mojego gównianego humoru, zaczęłam sobie podśpiewywać piosenkę "Big girls don't cry". Zawsze mnie uspokajała. I podnosiła też na duchu wtedy, gdy przez kogoś lub coś płakałam.
Trochę się tym uspokoiłam. Wzięłam głęboki wdech i zacisnęłam pięści. Musiałam wziąć się w garść za wszelka cenę.
Pogoda, czyli wciąż padający ulewny deszcz, nie wskazywało na to, by miało się w najbliższym czasie przejaśniać.
Mimochodem popatrzyłam pod nogi. Całe buty miałam umazane błotem.
Jęknęłam w duchu.
"Jak mieć pecha, to już na całego." - mruknęłam pod nosem.
Ruszyłam biegiem w kierunku Studia. To było pierwsze miejsce, jakie mi przyszło do głowy, żeby schować się w nim przed nadchodzącą burzą.
Niestety, w pewnym momencie poślizgnęłam się na błocie.
I upadłabym do tyłu, gdyby nie pewna osoba, która chwyciła mnie w swoje ramiona.
Spojrzałam na tę postać z wielkim szokiem wymalowanym na moje twarzy.
Nigdy nie pomyślałabym, że ten człowiek ruszyłby mi kiedykolwiek z pomocą w takiej sytuacji.
-Cześć księżniczko... - usłyszałam tylko z jego ust.



* * *
Macie nowy rozdział! :D
Mam nadzieję, że się podoba - komentujcie ^^
Długo nie pisałam, ale to z powodu nadmiaru szkoły :/
Rodzice nie pozwalają mi zbytnio siedzieć przy komputerze, ale mimo to, oglądam na bieżąco odcinki 2 sezonu. I mam deprechę, bo Angie nie ma :c
No dobra, nie będę Wam tu smutać...
W takim razie pytania dotyczące następnego rozdziału:
Kto złapał Angie?
Czy Esmeralda i Jackie wpłyną na życie naszej bohaterki?
Co zdecyduje się zrobić Angie?

Pozdrawiam,
Angie ^^

niedziela, 22 września 2013

Ważna informacja

Hej! :D
Tak, tak, jeszcze nie umarłam :P
Wiem, że długo nie pisałam, ale przysięgam, że naprawdę nie miałam kiedy....
Ogólnie chciałam Wam przekazać, że nowy rozdział mam już napisany na brudno, ale jest on dosyć długi, więc pojawi się dopiero pod koniec tygodnia...
Bardzo przepraszam! :c
Po prostu szkoła zajmuje teraz 99% mojego wolnego czasu i naprawdę nie mam czasu na przepisanie go. Ale nie porzuciłam tego bloga, o nie!
Więc pamiętajcie, jeśli jeszcze to czytacie, to wpadnijcie tutaj w sobotę-niedzielę na nowy rozdział ^^
Btw. Kocham to zdjęcie *-* <333












Pozdrawiam,
Angie ^^

wtorek, 10 września 2013

Rozdział 12*


*Trochę z innej perspektywy...


* * *

Wyciągnęła ze swojej torby lusterko i dokładnie się w nim przejrzała.
Wyglądała bardziej elegancko niż zwykle. Nigdy nie była zwolenniczką strojenia się dla kogoś.
A dzisiaj to właśnie zrobiła.
Dotknęła lekko dłonią swoich włosów.
Były rozpuszczone, tak jak to lubiła najbardziej.
To był jedyny element jej prawdziwego wizerunku. Przynajmniej on jeden utwierdzał ją w przekonaniu, że nadal jest tą samą osobą, którą była dotychczas. Dzisiejszego dnia jej życie miało się wywrócić do góry nogami.
Nie chciała tego, ale naprawdę nie miała wyjścia. Nie pozostawiono jej wyboru...
Poprawiła fryzurę, a następnie wyszła ze swojej ulubionej restauracji, w której przebywała przez ostatnią godzinę. W ręku trzymała plik dokumentów.
Odetchnęła głęboko, a ręce zaczęły jej się trząść.
Już dawno nie była tak zestresowana, jak dzisiaj.
Próbowała sama sobie wytłumaczyć, że to, co robi, jest słuszne.
Jednak tak naprawdę była coraz bardziej w tej sytuacji zagubiona, a z każdą minutą przybywało jej wątpliwości.
Uśmiechnęła się lekko, ale był to wymuszony uśmiech.
Wszystko powinno dzisiaj pójść idealnie, nie mogła sobie pozwolić na żaden, nawet najmniejszy, błąd.
Dzieliło ją teraz kilkanaście metrów od celu.
Kątem oka spostrzegła, jak pewien mężczyzna, zapewne biznesman, zbliża się do kawiarni, do której zmierzała także ona.
Rozmawiał ze starszym, zapewne o kilka lat, mężczyzną.
We dwójkę zbliżali się szybkim krokiem w jej kierunku, ale byli zbyt zajęci rozmową, by zdawać sobie sprawę, że w ich stronę idzie ona.
Nie mieli też pojęcia, że dziesięć sekund później zdarzy się coś, co odmieni życie jednego z nich na zawsze.
Dziesięć...
Kobieta przełknęła nerwowo ślinę.
Dziewięć...
Serce zaczęło jej bić jak oszalałe.
Osiem...
Mężczyzna uśmiechnął się - jego przyjaciel, jak zazwyczaj ostatnio, mówił od rzeczy.
Siedem...
Kobieta wyciągnęła przed siebie dokumenty, które trzymała w dłoni.
Sześć...
Mężczyzna usłyszał dźwięk przychodzącego sms-a, dochodzący z jego kieszeni.
Pięć...
Kobieta udawała, że coś przegląda w dokumentach. Była jednak zbyt zdenerwowana, by naprawdę czytać ich zawartość.
Cztery...
Mężczyzna uśmiechnął się, gdy odczytał wiadomość. To jego ukochana córka życzyła mu miłego dnia.
Trzy...
Kobieta ponownie miała wątpliwości, czy postępuje właściwie.
Dwa...
Wiedziała, że odpowiedź na to pytanie brzmi "nie".
Jeden...
Kobieta poczuła gulę w gardle.
"Przepraszam... Przepraszam za to, co robię!" - pomyślała.
Zero...
Mężczyzna wpadł na kobietę, która teraz próbowała zebrać dokumenty, które jej upadły.
Bez zastanowienia przykucnął i podniósł wszystkie kartki leżące na ziemi, a następnie podał je kobiecie.
Oboje wstali, on uśmiechnął się, a ona odwróciła głowę, zawstydzona całym zajściem.
-Przepraszam bardzo... Zamyśliłem się i nie zauważyłem, że się pani zbliża - odrzekł przepraszającym tonem.
-Nic... Nic nie szkodzi... - uśmiechnęła się szeroko. - To dosyć przyjemna odmiana mojego typowego dnia...
Mężczyzna uśmiechnął się szerzej, niż do tej pory.
-Jak mam rozumieć to "przyjemna odmiana"?
Kobieta mrugnęła porozumiewawczo.
-Nie co dzień spotykam takich uroczych i kulturalnych mężczyzn...
-Dzieło przypadku? - uśmiechnął się tajemniczo.
-Dawno przestałam wierzyć w przypadki... Wszystko się dzieje z jakiegoś powodu - odpowiedziała serdecznie, po czym dodała - Jak widać, los chciał poprawić mój dzisiejszy humor...
-Ohh, nie jestem raczej godnym tego stwierdzenia człowiekiem. Za to panią śmiało mogę nazwać wyjątkową... - powiedział uprzejmie. - Przepraszam, gdzie moje maniery? Powinienem się wpierw przedstawić. German Castillo.
Kobieta uśmiechnęła się szeroko. W jej oczach pojawiły się iskry, których zauroczony jej osobą mężczyzna nie dostrzegł.
Podała mu dłoń.
-Jestem Esmeralda. Esmeralda Di Pietro...


* * *
Hej!!! :D
Macie ten rozdział - jest on inny, ale mam nadzieję, że się Wam spodobał ;)
Nie dodawałam zdjęć, bo chciałam, żeby był choć minimalny efekt zaskoczenia xD
Przepraszam Was, że rozdział nie pojawił się w weekend, ale rodzice odseparowali mnie od kompa, telewizora, telefonu... Trzecia klasa gimnazjum już daje mi o sobie znać - musiałam uczyć się chemii ;/
Ale w miarę ogarnęłam to, co powinnam i znowu mogę pisać ^^

Pozdrawiam,
Angie ^^

wtorek, 3 września 2013

Rozdział 11


/retrospekcje/
Siedziałam na kanapie, okryta kocem i oglądałam telewizję w domu Castillo, do którego wróciłam wczoraj wieczorem.
A właściwie to nie, nie oglądałam, telewizor był włączony, a do mojego mózgu docierał tylko fakt, że na ekranie owego przedmiotu przewijają się jakieś kolory.
Łzy już wielu godzin cisnęły mi się do oczu. Sama już nie wiedziałam, czy to bardziej przez moje zerwanie z Pablem, do którego wczoraj doszło, czy przez fakt, że być może na zawsze utraciłam najlepszego przyjaciela.
Wyglądałam jak jedno wielkie nieszczęście.
Włosy spięłam w niedbałego koka, a kilka kosmyków zlatywało mi twarz, jednak miałam to gdzieś.
Miałam na sobie czarną bokserkę, cieplutki sweterek i pewne stare dresy, które wygrzebałam rano w szafie.
Na stopach miałam założone grube, pstrokate skarpetki.
Trochę dziecinne, ale dostałam je od mamy na święta, a sam ich widok zazwyczaj wywoływał u mnie choć cień uśmiechu na twarzy.
Niestety, nie dzisiaj.
Spojrzałam mimowolnie na ekran telewizora.
Aż zamrugałam, gdyż przez nieprzespaną noc i ciągły płacz miałam całe opuchnięte oczy.
Do moich uszu dobiegł nagle dźwięk otwieranych a następnie szybko zamykanych drzwi wejściowych.
Nie miałam siły sprawdzać, kto przyszedł, położyłam się więc na kanapie, żeby ta osoba nie zwracała na mnie uwagi.
Po sposobie chodzenia tej osoby, z przerażeniem odkryłam, że to German.
"Nie, tylko nie on!" Nie może mnie zobaczyć w takim stanie!" - jęknęłam w duchu, modląc się zarazem, by od razu wszedł do swojego gabinetu.
Niestety, jakaś siła wyższa ma chyba niezły ubaw obserwując moje, coraz częstsze w ostatnim czasie, potknięcia.
-Angie! - odrzekł zaskoczony zaskoczony moim widokiem, gdy podszedł w stronę kanapy. - Dlaczego tutaj tak leżysz? I to w dodatku w takim stanie?
Podniosłam się niechętnie do pozycji siedzącej, a mężczyzna przysiadł się do mnie.
Twarz miał zatroskaną.
-Ja... Po prostu... Moje życie to jedna wielka porażka! - wyłkałam w końcu.
German pogłaskał mnie ostrożnie i delikatnie po policzku.
-Angie, co się stało? - odrzekł zmartwiony.
Spojrzałam na niego, na te jego wielkie, piękne orzechowe oczy...
To dlatego Pablo ze mną zerwał... Ja naprawdę zaczęłam coś czuć do Germana...
-Angie? - usłyszałam głos Germana, który chwycił moją dłoń.
Nie odpowiedziałam mu, zamiast tego rzuciłam mu się na szyję i szepnęłam:
-German... Możesz mnie nie puszczać? Ja... Naprawdę potrzebuje teraz kogoś bliskiego...
-Oczywiście, Angie... Pamiętaj, że zawsze będę cię wspierał... Ale... Co właściwie się stało? Kto cię tak zranił?
Spojrzałam mu prosto w oczy, ale chwilę potem odwróciłam wzrok i wyszeptałam:
-To ja sama wszystkich ranię... Wszystkie bliskie mi osoby, które chcą dla mnie jak najlepiej, ale zawsze muszą wiele przeze mnie wycierpieć... - przerwałam na chwilę. - Najlepiej trzymaj się ode mnie z daleka... Bo to się nie może niczym dobrym skończyć...
German patrzył na mnie, chyba nie wiedząc, co odpowiedzieć.
Chwilę potem jednak chwycił mój policzek, zbliżył swoje usta do moich i delikatnie pocałował.
Chciałam mu się wyrwać, ale nie potrafiłam. Po prostu siedziałam tam tak, czując, jak całuje mnie łapczywie.
W końcu powoli odsunął swoją twarz od mojej i powiedział:
-Kocham cię, Angie...
Lekko uniosły mi się kąciki ust, ale zaraz gwałtownie opadły.
Wstałam szybko z kanapy, spojrzałam na mężczyznę i powiedziałam:
-Nie... To nie może tak być. Pablo swoje wycierpiał... I to głównie z twojego powodu. A raczej z mojego... A raczej, zresztą nieważne.... - mówiłam szybciej, niż to dla mnie typowe, ale chciałam jak najszybciej mieć tę rozmowę za sobą. - German, ja cię nie kocham... A jednocześnie, spędzam z tobą tyle czasu, że... Że zacząłeś wzbudzać mój szacunek... Ale nic więcej, rozumiesz? Poza tym, co by powiedziała Maria? Że żałuje, że ma tak okropną siostrę? Na pewno, albo i nawet jeszcze gorzej... Po prostu bądźmy rodziną, ale nie w kontekście dziewczyna-chłopak, tylko mężczyzna i jego szwagierka...
Nie chciałam oglądać jego smutnych, teraz już lekko zaczerwienionych oczu. Uciekłam najszybciej, jak się dało, do swojego pokoju.
Jednak będąc na schodach, usłyszałam jeszcze jego głos:
-Moje słowa są prawdą i nigdy nie przestana nią być, pamiętaj o tym...


/następnego dnia/

Popijałam właśnie moją kawę, gdy usłyszałam krzyk Violi, dochodzący z salonu.
-Angie, gdzie jesteś?! Chodź , bo spóźnimy się do Studia!
Spojrzałam szybko na zegarek na moim nadgarstku. Rzeczywiście, powinnyśmy już wychodzić z domu.
-Już idę, Violu! - krzyknęłam. - Poczekaj przed domem, przyjdę za jakieś dwie minuty!
Odstawiłam do zlewu kubek, z którego właśnie wypiłam całą zawartość.
Zmierzałam już w stronę drzwi wyjściowych, gdy nagle wpadłam na Germana.
Zmieszałam się i zaczerwieniłam.
-Hmm, cześć, German - powiedziałam, uśmiechając się lekko. On chyba też czuł się lekko niezręcznie po naszej wczorajszej rozmowie.
-Witaj, Angie - odpowiedział, też się uśmiechając. - To ten... Ładny dzień dzisiaj mamy, prawda?



-Ale przecież od rana pada... - odpowiedziałam zdziwiona.
-No tak, ale... Ale gdyby nie padało, to śmiem twierdzić, że ten dzień byłby przepiękny - mężczyzna zająknął się trochę. - To ten, miłego dnia, Angie.
-I nawzajem, Germanie - po moich słowach poszłam już w stronę drzwi, a mężczyzna do swojego gabinetu.
Odwróciłam się w jego stronę, ale on nie zrobił tego samego, co wczoraj.
Po prostu wszedł szybkim krokiem do pomieszczenia.
Westchnęłam cicho i wyszłam, gdzie napotkałam już na swojej drodze roześmianą siostrzenicę.
-Angie, nareszcie jesteś! Gdzie ty się podziewałaś? - spytała, łapiąc mnie za ramię i ciągnąc w stronę Studia.
-Ehh, coś mnie zatrzymało, a ściślej mówiąc twój tata - odpowiedziałam, stwierdzając, że jeśli powiem jej od razu prawdę, to nie będzie dociekać szczegółów.
Miałam rację, dała mi spokój, jednak zaczęła się podejrzanie uśmiechać.
Nie ciągnęłam dalej tematu, jeszcze zachciałoby jej się mnie o coś wypytywać...
Na moje szczęście doszłyśmy już do budynku szkoły.
Pożegnałam się z Violettą, życząc jej też powodzenia na zaliczeniu układu tanecznego na dzisiejszych lekcjach u Gregoria.
Wolnym krokiem zmierzałam ku pokojowi nauczycielskiemu, bałam się spotkania twarzą w twarz z Pablem...
Gdy dotarłam do drzwi owego pomieszczenia, drżącą dłonią chwyciłam klamkę i je otworzyłam.
W środku siedział mój przyjaciel i grzebał w dokumentacji.
-O, witaj Angie - powiedział łagodnym tonem.
Aż mnie zatkało, na fakt, że Pablo w ogóle chce jeszcze ze mną rozmawiać.
-Cześć, Pablo - odpowiedziałam po chwili, starając się, żeby nie wyczuł stresu, rozchodzącego się po całym moim ciele. - Chciałam cię przeprosić za... Za przedwczoraj...
-Angie, nie mówmy już o tym. Rzeczywiście, w stanie euforii nie jestem z powodu twoich problemów z uczuciami, ale nie mieszajmy tego w sprawy zawodowe wyciągnął w moją stronę rękę. - Zgoda? Nadal przyjaciele?
Uścisnęłam mu dłoń.
-Oczywiście, że tak - uśmiechnęłam się.
-A! Zapomniałem wspomnieć, że od dzisiaj w naszej szkole będzie uczyła nowa nauczycielka tańca, Antonio przekazał mi dzisiaj rano tę wiadomość - powiedział, znowu przenosząc wzrok na dokumenty.
-A kim ona jest? - zadałam pytanie, ale Pablo nie zdążył mi, niestety, na nie odpowiedzieć, gdyż w drzwiach stanął Antonio i ONA.

Wtedy nie miałam jeszcze pojęcia, kim ona jest, ani jak bardzo wpłynie na moje życie.
W tamtym momencie myślałam tylko o tym, jak bardzo nie dorastam jej do pięt.
Miała idealnie proste włosy, w kolorze jasnego blondu, upięte w kucyka. Miała idealną cerę i, w przeciwieństwie do mnie - zero worów pod oczami.
Ubrana była w obcisłe czarny kostium, prezentujący szczupłą i wysportowaną sylwetkę. 
Same atuty. No tak, a jak, los jeszcze dostatecznie mnie nie dobił...

-Jackie! - krzyknął Pablo, wyraźnie uradowany widokiem kobiety. - Miło cię znowu widzieć, kochana!
-Ohh, Pablo, jak my dawno się nie widzieliśmy! - odpowiedziała mu,a  następnie rzuciła mu się na szyję.

Nawet głos ma idealny - taki sympatyczny, a jednocześnie z pazurem. W dodatku, kiedy podbiegła przytulić się do Pabla, przytulała się z taka gracją, że ja spokojnie mogę przy niej się nazwać hipopotamem...
Jeśli w ciągu 10 sekund od pierwszego ujrzenia pewnej osoby można nabawić się kompleksów dotyczących wszystkiego, to ja jestem tego żywym przykładem.

Kiedy w końcu odkleili się od siebie, postanowiłam się przywitać.
-Hmm, cześć, jestem Angie - powiedziałam, uśmiechając się i nie okazując po sobie stresu.
-Miło mi cię poznać. Jackie - podała mi dłoń, uśmiechnęła się szeroko, a potem odeszła do Pabla, a następnie ciągnąc go za sobą w kierunku korytarza.
Dodała jeszcze:
-Musisz mnie oprowadzić po tej przecudnej szkole, Pabluś...
Nie chciałam wiedzieć, skąd oni się znają.
To zdecydowanie nie był mój dzień...




* * *

Ok, macie nowy rozdział! :D
Mam nadzieje, że nie jest zły ;>
Na razie wprowadziłam tylko Jackie, ale w następnym pojawi się już Esmeralda ^^
Przepraszam, że tak długo nie dawałam znaków życia, ale nie miałam ostatnio czasu myśleć nad rozdziałem ;)
Ale następny pojawi się na 100% w weekend - Przysięgam na Clari Alonso! (to moja święta przysięga)
Musiałabym dostać szlaban od rodziców, żeby się nie pojawił, a tak się nie stanie xD
Btw. Wczoraj znalazłam genialny (i love it <3) filmik o Angie, Germanie, Jade, Esmie, Jackie, Pablu....
Zakochałam się też w piosence (Kocham Evanescence). Na początku może trochę średnia jakość, ale później ( a już zwłaszcza na koniec) się rozkręca. Oto on:  Klik <3
Mam nadzieję, że Wam też się spodoba :D

Pozdrawiam,
Angie^^

czwartek, 22 sierpnia 2013

Rozdział 10 cz. 3


/retrospekcje/
Właśnie schodziłam po schodach domu Castillo, skąd wzięłam potrzebne mi rzeczy do mojej "misji ratunkowej", gdy nagle usłyszałam wrzask.
Następnie, miotła przeleciała mi jakieś pięć centymetrów od nosa a potem uderzyła w ścianę.
-Złodziej! - usłyszałam zduszony krzyk Olgi. - Złodziej u nas w domu!
Zasłoniłam twarz dłonią i spokojnie odpowiedziałam:
-Olgo, to tylko ja, Angie - po czym zeszłam na dół i podeszłam do przerażonej gosposi.
Po dokładnym przyjrzeniu mi się, odrzekła lekko zbulwersowana:
-Jak pani może mnie tak straszyć? W tym przebraniu!
Tak, ubrałam się w czarną bluzkę, czarne dżinsy, czarne martensy (sama w sumie nie wiem, skąd się one wzięły w mojej szafie, no ale nie będę zaprzątać sobie głowy takimi szczegółami), narzuciłam jeszcze na siebie czarną bluzę i na dłonie założyłam czarne rękawiczki bez palców. Włosy związałam w koński ogon, a na głowę założyłam czarną, oczywiście, czapkę beanie. A, i mały plecak na plecach z potrzebnymi narzędziami oraz deskorolka w dłoni (jakiś transport trzeba przecież mieć, nie?)
Przewróciłam oczami.
-To jest "Mission Impossible" i muszę się wczuć. Od tego zależy los pana Germana - mrugnęłam porozumiewawczo.
Kobieta stała z szeroko otwartymi ustami.
-Ale musi pani się wczuwać koniecznie z tym łomem w ręku?! - spytała jeszcze bardziej przerażona całą sytuacją. No właśnie, zapomniałam dodać, że trzymam owy łom w dłoniach.- To może niech pani się położy, a ja zaparzę pani melisy... To mogą być objawy wysokiej gorączki!
-Olgo, czuję się znakomicie, dziękuję - po tych słowach wyszłam z domu, nie zwracając już większej uwagi na słowa kobiety "Tylko niech się pani nie wpakuje w żadne poważne tarapaty!".
"Nie obiecuję" - przeleciało mi przez głowę.
Pewna siebie jechałam na desce, przemierzając tym samym chodnik, oświetlony przez latarnie z powodu wieczornej pory. Prowadził on do komisariatu.
W tej okolicy grasują różne podejrzane typy, ale w tym momencie żaden z nich nie ośmieliłby się do mnie zbliżyć.
A nawet jeśli byłby na tyle głupi, by to zrobić, to oberwałby ode mnie prawym sierpowym.
Tak, jestem brutalną osobą, kiedy podskoczy mi poziom adrenaliny w organizmie.
W końcu dotarłam do komisariatu.
Wzięłam wdech i wydech.
"Teraz albo nigdy!" - pomyślałam
Mój "pojazd" zostawiłam przed komisariatem, a sama poszłam na tyły budynku.
Napotkałam tam wzrokiem "skrzynkę" z różnym kablami. Mój łom po raz pierwszy się przydał. Otworzyłam ją, a z  plecaka wyjęłam małe obcęgi.
Przycięłam nimi kilka kabli, mając nadzieję, że wyłączyłam tym prąd na komisariacie.
Szybko wrzuciłam narzędzie do plecaka i pobiegłam do głównych drzwi budynku.
Rzeczywiście, przez okno dostrzegłam, że panowała w nim ciemność, więc mogłam niepostrzeżenie wejść do środka. Zapewne kamery też wyłączyłam tym sposobem. Tak zrobiłam.
Uchyliłam drzwi najciszej jak umiałam, po czym je szybko zamknęłam.
Następnie zaczęłam się skradać w kierunku drzwi prowadzących do aresztu, dobrze, że mam dobrą pamięć.
Niestety, drzwi były zamknięte. Musiałam jeszcze zdobyć klucz.
Podczas mojego poprzedniego pobytu tutaj, doszłam do wniosku, że funkcjonariusze wieszają wszystkie klucze w jednym miejscu - na kołkach wiszących na jednej ze ścian.
Podeszłam do owej ściany, niczym osoba niewidoma - próbowałam za wszelką cenę się nie wywalić o stojące w pomieszczeniu biurka.
Pech mnie chyba jednak nigdy nie opuści, bo nagle światła zaczęły się zapalać.
Szybko schowałam się pod jednym z biurek, z sercem bijącym szybciej, niż gdybym się czegoś naćpała.
Spod niego widziałam stopy dwóch pracowników komisariatu.
Jeden z nich był chyba właścicielem mebla, pod którym się ukryłam i chciał chyba przy nim usiąść, kiedy wyjęłam z plecaka i rzuciłam gdzieś w głąb ogromnego pomieszczenia obcęgi.
Obaj funkcjonariusze krzyknęli coś do siebie i pobiegli w tamtą stronę.
Odetchnęłam z ulgą i rzuciłam się do wiszących nieopodal mnie kluczy.
Nad jednym z nich widniał napis "areszt", więc szybko go wzięłam i ruszyłam biegiem do drzwi.
Kiedy udało mi się je otworzyć, krzyknęłam cicho "fuck yeah!" i puściłam się biegiem dalej.
Po około dwóch minutach biegu, dotarłam wreszcie do celi Germana i Pabla.
-No! Wreszcie możemy porozmawiać! - krzyknęłam cała zasapana.
Obaj szeroko wytrzeszczyli oczy i opadły im szczęki.
Najpierw, po przejściu największego szoku, odezwał się Pablo:
-Angie... Co ty tu w ogóle robisz?! I jeszcze w takim stroju! - był chyba mocno przerażony.
-Jestem tu, bo wy dwaj nierozgarnięci kretyni, się tu musieliście wpakować!
Spojrzeli na siebie, po czym chcieli coś odpowiedzieć, ale nie dałam im takiej szansy. Co to, to nie!
-Nie, nie dam wam się wypowiedzieć na temat własnej głupoty! Tak głupoty! Jak można być na tyle niedorozwiniętym, żeby bić jakiegoś hydraulika?! Co wam strzeliło do łbów?! - wydarłam się na całe gardło.
Odetchnęłam głęboko, to wrzeszczenie na nich pozbawiło mnie tchu.
-A teraz wychodzicie. Nie po to tyle tu przeszłam, żebyście tu jeszcze siedzieli... - rzekłam po chwili.
-Ale... Przecież Ramallo ma wpłacić kaucję... - odpowiedział zaskoczony German.
-Ramallo aktualnie zabawia się z Olgą w chińskiej knajpie na końcu naszej ulicy - powiedziałam, wzruszając ramionami.
-Słucham? - wyjąkał przerażony moimi słowami German. - Ok, ok. Nie mam więcej pytań....

* * *

Pół godziny później, staliśmy już w trójkę przed komisariatem.
Z celi na szczęście wydostałam tych dwóch głąbów dzięki pomocy łomu.
Z ulgą na twarzach, że wszystko się udało, mieliśmy się oddalić do domów, ale nagle zaczepił nas Lucas, mój znajomy funkcjonariusz.
Aż podskoczyłam, kiedy położył mi swoją dłoń na ramieniu..
Pablo, zbulwersowany faktem, że ten mężczyzna mnie tknął, warknął:
-Z całym szacunkiem, ale czy mógłby pan jej nie tykać?
-Właśnie, nie ma pan do tego prawa -  przyłączył się German.
Lucas parsknął śmiechem i zwrócił się w moją stronę:
-To twoi adwokaci?
-Można by tak to nazwać. Tylko trochę zazwyczaj przesadzają... - odpowiedziałam i przewróciłam oczami, śmiejąc się przy tym lekko.
-Na pewno cieszysz się, że wpłacono za nich kaucję, prawda?
Chwila.... Jaką kaucję?!
-Emm, kaucję, tak? A zapomniałam, kiedy dokładnie ją wpłacono?
-Jakąś godzinę temu... - odpowiedział. - Wtedy, kiedy padł prąd w całym budynku, a było to jakąś godzinę temu.
Lucas spojrzał na zegarek, który miał na nadgarstku i rzekł:
-Upps, spóźnię się na zmianę, ale miło było znowu cię zobaczyć, Angie - uśmiechnął się, odszedł i pomachał mi na do widzenia, na co mu odmachałam.
Odwróciłam się w stronę Germana i Pabla. Ten pierwszy zaczął się śmiać.
-I to niby my jesteśmy nierozgarnięci? Tak, ta cała akcja była nam bardzo "potrzebna" - po czym szybko dodał: - Ale wiedz, że jestem twoim dłużnikiem. Miło wiedzieć, że tak się poświęcasz dla ważnych dla ciebie ludzi.
Podczas wypowiadania ostatniego zdania, dostrzegłam, że Pablo zaciska pięści, jakby miał mu zaraz przywalić.
-Ja muszę się już zbierać, zostawiam was samych. Do zobaczenia! - rzucił German i poszedł w stronę domu.
Uśmiechnęłam się szeroko w stronę Pabla i chwyciłam go za rękę:
-Nie bądź taki zły, wszystko się udało - mrugnęłam do niego
Pablo odsunął rękę i odrzekł:
-Nie o to jestem zły... Nie o to, "pani Angie Castillo" - powiedział niemrawo.
Przełknęłam nerwowo ślinę.
-Pablo, to nie tak, jak uważasz - powiedziałam cicho. - Chciałam wam pomóc się wydostać...
-To dlaczego nie przedstawiłaś się jako Angie Gallindo?
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć, więc tylko odpowiedziałam mu milczeniem. Dodatkowo przygryzłam dolna wargę i poczułam krew w ustach.
-Angie, jeśli masz jakieś wątpliwości, co do naszego związku, to po prostu mi powiedz - powiedział oschle
-Nie, nie mam absolutnie żadnych wątpliwości! - choć tak naprawdę już sama nie miałam pewności, czy rzeczywiście mówię teraz prawdę. Rozpłakałam się. - Pablo, proszę, zrozum mnie...
-Ja mam cię zrozumieć? - przyłożył dłonie do skroni. - Angie, zawsze próbuję cię zrozumieć, wspieram cię na każdym kroku, martwię się o ciebie, gdziekolwiek byś nie była... Ale nie, tak nie może być...
Czułam wielkie łzy spływające mi po policzkach.
-Pablo, co chcesz... Co masz na myśli? - wyjąkałam cicho
-Angie, kocham cię, ale to nie może tak być. Z nami koniec...



* * *
Chcieliście, to macie tą 3 część :P
Nie mogłam jej dodać ostatnio, bo miałam problemy z internetem... :c
Mam jednak nadzieję, że się podoba :))
W następnym rozdziale muszę dodać Esmeraldę i Jackie... Macie może jakieś pomysły, jak mogłabym to zrobić? Byłabym za nie wdzięczna ^^
A! Znalazłam dzisiaj filmik dot. 43 odcinka 2 sezonu - moje kochane Packie <333
https://www.youtube.com/watch?v=nrE6S4tgmQ0
Beto na końcu mnie rozwalił xD
Jeśli będę miała wenę, co do następnego rozdziału, to zostanie on dodany do końca tego tygodnia ;)
Btw. Jutro idę na "Dary Anioła" do kina i już od przedwczoraj się tym jaram :DDD
(więc jutro na 100% nic nie napiszę, znając moją podnietę xD)

Pozdrawiam,
Angie ^^

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Rozdział 10 cz. 2


/retrospekcje/
Szybkim krokiem zbliżałam się do miejscowego komisariatu. Epatowała ze mnie ogromna furia i niedowierzanie, w związku z moimi domysłami na temat tego, jak u licha, tamtych dwóch kretynów (bo inaczej naprawdę nie mogę ich już nazwać) trafiła za kratki.
Wierzyć mi się nie chciało, że dwójka poważnych, dorosłych mężczyzn może pod moją chwilową "nieobecność" wpakować się za przeproszeniem do pierdla, przez zaatakowanie hydraulika.
To się w głowie nie mieści!
Przeczesałam palcami kilka niesfornych kosmyków włosów, które od kilku minut znajdowały się na moim czole, zasłaniając mi tym samym częściowo oczy.
W końcu dotarłam do budynku, w którym aktualnie przebywali Pablo i German, czyli komisariatu.
Odetchnęłam głęboko.
"Angie, pamiętaj tylko o tym, żeby zachować spokój. Tych dwóch kretynów solidnie opierdzielisz wtedy, gdy już stamtąd wyjdą." - powtarzałam w myślach
Weszłam do środka budynku i aż mnie ciarki przeszły. Nigdy, w nawet najgorszych wyobrażeniach mojej przyszłości, nie wyobrażałam sobie, że zawitam do takiego miejsca.
Mama, gdy byłam jeszcze mała, stale powtarzała mi, że gdy już dorosnę, mam sobie wybrać odpowiedzialnego faceta, którego nie będę musiała odwiedzać w więzieniu przez jego niedojrzałe zachowanie.
Hmm, Pablo był według niej takim odpowiedzialnym facetem. Jak widać, mamusia nie zawsze ma rację, ehh...
Zobaczyłam funkcjonariuszy przy biurkach, którzy mieli dość niemrawe miny.
Podeszłam do jednego z nich, żeby zapytać o szczegóły dotyczące aresztu Germana. A, no i Pabla, oczywiście...
Mam tylko nadzieję, że nie pojawią się żadne komplikacje... Na wszelki wypadek, użyję swojego "uroku osobistego", jeśli nie chcieliby mnie do nich wpuścić na odwiedziny.
-Dzień dobry - powiedziałam i uśmiechnęłam się najszerzej, jak tylko umiałam do, muszę przyznać, przystojnego mężczyzny około czterdziestki, o wyglądzie a'la Brad Pitt.
Spojrzał na mnie i uśmiechnął się szelmowsko.
-Dzień dobry, pani...
-Och, jaka tam pani - zachichotałam. - Niech mi pan mówi po prostu Angie
-Ja jestem Lucas - odpowiedział uprzejmie i uśmiechnął się szeroko. - Co sprowadza takiego uroczego skowronka jak ty, do miejsca, jakim jest areszt?
Przewróciłam lekko oczami i udałam niewiniątko:
-Dwóch znanych mi facetów jest tutaj i muszę ich stąd wyciągnąć.
Lucas spojrzał na mnie i pół żartem, pół serio, zapytał:
-Nie mów, że znasz tych mężczyzn, którzy pobili tego hydraulika.
Zakryłam twarz dłonią i odpowiedziałam:
-Tak, niestety to o nich mi chodzi...
Funkcjonariusz, z którym prowadziłam rozmowę, nagle spoważniał:
-Współczuję ci, że musiałaś tu jeszcze przychodzić i ich stąd wyciągać, nieźle narozrabiali... - powiedział, a chwilę potem dodał - Który z nich to twój mąż?
W tym samym momencie zamarłam, trochę skołowana jego słowami.
-Ehhh... Mój.... M...mąż? - wyjąkałam słabym głosem. Czemu nagle zrobiło się tu tak gorąco?
Lucas odpowiedział szybko:
-No tak, bo według przepisów, ale zapewne je znasz, to nie będę cię tu teraz zanudzał, tylko członkowie rodzin, mogą widywać się z osobami siedzącymi w tymczasowym areszcie.
-No jasne, oczywiście, że cały czas o tym wiedziałam! - zaczęłam nerwowo chichotać, na moje szczęście, Lucas chyba odebrał moją reakcję jako normalną.
-Dobrze, że się rozumiemy - mrugnął do mnie porozumiewawczo. - A więc, mam przyjemność rozmawiać z panią Castillo czy panią Gallindo?
Zamyśliłam się trochę, a w mojej głowie zabrzmiały tylko te dwa nazwiska, więc nie bardzo miałam pojęcie co robię i bez większego zastanowienia, szybko odpowiedziałam:
-Castillo - Boże, o co chodzi?!
-Masz może przy sobie wasz akt ślubu? Ważne jest potwierdzenie legalizacji waszego związku oraz tego, że jesteś uprawniona do wypuszczenia go w razie problemów... - dotarło do mnie, co przed chwilą powiedziałam.
Że jestem ŻONĄ(!) Germana...
Momentalnie zbladłam, ale starałam się trzymać na tyle, by być może udało mi się jakoś ominąć przepisy.
Rozejrzałam się wokół. Ani śladu innego funkcjonariusza w tym pomieszczeniu.
-Nie można by jakoś ominąć tych durnych procedur? - spytałam z nadzieją w głosie. - Będę musiała iść długą drogą do domu po ten cholerny akt ślubu...
Miałam nadzieję, że wezmę mężczyznę na litość.
-Przepraszam, chętnie bym ci pomógł, bo wydajesz się być naprawdę życzliwą osobą, ale niestety, ja tutaj dużo nie zdziałam...
Momentalnie posmutniałam, a Lucas to zauważył...
-Albo wiesz co? Mam pomysł - powiedział uśmiechnięty. - Mogę zadzwonić do miejscowego urzędu i poprosić ich o kopie waszego aktu ślubu, co ty na to?
Serce mi stanęło.
Akt ślubu, który tak naprawdę nie istnieje i małżeństwo, które jest tylko moim wymysłem, w dodatku z facetem, z którym nawet nie jestem, tylko z, takie mam wrażenie, wrogiem publicznym numer 1 mojego prawdziwego chłopaka.
Szybko odpowiedziałam, próbując odwlec Lucasa od tego pomysłu:
-Lucas, wiesz co? Nie kłopocz się... Pójdę już do domu po ten akt ślubu - chciał coś powiedzieć, ale mu szybko przerwałam. - Mam tylko pytanie...
-Tak? - odpowiedział sympatycznie
Wskazałam na drzwi naprzeciwko jego biurka:
-To tam jest areszt?
-Tak, a co?
-Nic... To tylko moja ciekawość daje o sobie znać - uśmiechnęłam się i skierowałam zdenerwowana ku wyjściu.
Mój plan spalił na panewce.
Usłyszałam jeszcze za sobą krzyk Lucasa skierowany do mnie:
-Nie martw się, powiem panu Castillo, że tu byłaś i niedługo powinien już opuścić areszt, bo zapewne do końca dzisiejszego dnia go stąd wyciągniesz!
Ukryłam twarz w dłoniach. Pablo będzie zdruzgotany, kiedy usłyszy, że podałam się za żonę Germana.
Ale teraz nie mogłam już tego odwrócić, już wystarczająco dużo narozrabiałam.
Wyszłam z komisariatu i usiadłam na stojącej nieopodal ławce.
"Muszę coś wymyślić, jak ich stamtąd wyciągnąć. Ramallo miał zapłacić kaucję, ale wpakowałam go przecież w tą randkę z Olgą..." - jęknęłam w duchu
Nagle do głowy wpadł mi pomysł. Troszkę pokręcony...
No dobra, mocno pokręcony, ale tak się zwykle kończy, gdy próbuję coś wymyślić.
Musiałam tylko wrócić do domu po potrzebne mi rzeczy...



* * *
Hej :DD
Dzisiejszy rozdział baaaardzo krótki, wiem, ale jutro dodam kolejną część (już 3), bo nie wyrobiłam się z jej pisaniem.
Wolałam jednak, abyście mieli chociaż taką małą część rozdziału, bo jutro naprawdę będzie dłuższa część :))
Przepraszam, że zniknęłam na tak długo, miałam trochę spraw na głowie i nie znalazłam zbytnio czasu na pisanie.
Ale mam nadzieję, że nie jesteście na mnie zbytnio źli ;)
Pojutrze do późnego wieczora na 100% pojawi się kolejna, dużo dłuższa i bogata w akcję część ^^

Pozdrawiam,
~Angie ^^